wtorek, 4 września 2012

starsza pani musi odejść


Muszę zapuścić brodę i wąsy, zmienić szpilki na trumniaki i kupić stary bujany fotel, na którym mogłabym bujać się, cuchnąc naftaliną i rozmyślając jak to było za moich czasów. Jestem nauczycielem (specjalnie nie użyłam formy „nauczycielka,“ z którym mam złe skojarzenia) i cały ten wstęp ma na celu wyrazić moje oburzenie, nasilające się z początkiem każdego roku szkolnego. Wiem, że młodzi ludzie, młode kobiety zwłaszcza, są na czasie jeśli chodzi o trendy oraz tendencje, czytują blogi, odwiedzają strony szafiarek, polskich i zagranicznych, nałogowo odwiedzają najmodniejsze sieciówki, kupując, inspirując się oraz zwyczajnie „ciesząc oko.“ Młodzież doskonale wie, co jest modne, co z czym łączyć, a co nie; znają nazwiska, które należy znać i marki, które należy rozpoznawać (o czym świadczy fakt, jak zareagowali/ły na moją nową torebkę znanej francuskiej marki.) A więc widuję obecnie „looki“ zgodne z obowiązującymi trendami: szerokie podkoszulki, szorty, legginsy (nadal), duże torby, kopertówki typu „oversize“, marynarki z podwiniętymi rękawami, poncza; był okres (modowej) fascynacji kolorami fluorescencyjnymi; obecnie wróciły beże, brązy i fiolety; czerń natomiast rządzi nieprzerwanie. Można dostrzec zielone lub żółte paznokcie, czarną kreskę na powiece, kalifornijski balejaż, tatuaż na szyi, wielkie pierścienie, równie wielkie bransoletki, kółka, charmsy; tweed, jeans, skóra, cekiny (!), jedwabie, koronki,  panterki, paski, kwiaty. Pret-a-porter spóźnione o pół roku, jednak imponująco konsekwentne i spójne. Z uśmiechem na twarzy obserwuję ten osobliwy pokaz mody na szkolnych korytarzach, z uznaniem kiwam głową przy każdej lepszej stylizacji, podziwiam inwencję i, bywa, odwagę.
Obecnie, młodzież wyraża siebie nie tylko, jak to bywało w przeszłości, modnymi ciuchami, ale również umiejętnością ich ciekawego zestawienia, ukazując czasami niebywały talent oraz bystre oko w kreowaniu trendów. Oczywiście większość szkolnych „fashionistas“ kupując ubrania w popularnych wśród młodzieży sieciówkach, uparcie dążąc do bycia modnym, kopiują „lookbooki“ i kończą wyglądając jak co drugi nastolatek na ulicy. Trafiają się jednak perełki, które nie tylko potrafią ukazać światowe (a nie lokalne) trendy, ale nie utracić kiełkującego, własnego stylu oraz przemycić elementy własnej osobowości, wyrazić fascynacje modą. Pracuję w tzw. „dobrym liceum,“ a przez to rozumiem fakt, iż nikt niczym we mnie nie rzuca (i vice versa), nie obraża, nie szykanuje (i vice versa); młodzież, ogólnie rzecz ujmując, jest ułożona i zwyczajnie sympatyczna. Z dużą ciekawością obserwuję ten swoisty trendsetting, zastanawiając się razem z większością komentatorów mody czy to kreatorzy i projektanci inspirują się ulicą czy ulica czerpie natchnienie oglądając pokazy znanych marek. Skąd zatem oburzenie zaznaczone na wstępie? Otóż jedna kwestia budzi we mnie „belferkę“ (termin równie mocno przeze mnie znienawidzony co „nauczycielka“), a mianowicie umiejetność, której młodzi ludzie albo nie nabyli, utracili lub konsekwentnie ignorują. Mowa tu o zdolności dostosowania ubioru (a co za tym idzie fryzury i w przypadku pań, makijażu) do sytuacji, okoliczności, czyli tzw. dress code na wczesnym etapie. Tu pojawia się zgrzyt; a więc mamy szorty na rozpoczęciu roku szkolnego, pareo na zakończenie, różowa pomadka i brokatowy manicure na dłoniach przewodniczącej szkoły dziarsko dzierżącej mikrofon, porażając blaskiem pierwsze rzędy w dniu uroczystości państwowych, japonki (!) na egzaminie maturalnym oraz wszelkiego rodzaju przeźroczystości, dekolty, kontrowersyjne długości oraz szokujące dodatki. Dodam, że chyba nikt tak jak ja, nie jest ambasadorem młodzieży w kwestii kreatywności ubioru oraz wyrażania siebie poprzez wygląd i jeśli jest to jedyna forma buntu młodzieńczego, to powinniśmy być szczęśliwi. Kłuje mnie jednak w oczy dziewczyna w zielonych legginsach oraz różowej marynarce w pierwszym rzędzie na apelu listopadowym czy artystycznie podarte kabaretki i fedora na głowie w dniu 3 maja. Kryteria „time&place,“ z którymi młodzi ludzie wydają się być na bakier spędzają mi sen z powiek, bo o ile kreatywność ma dla mnie ogromne znaczenie, jako pedagogowi żal mi młodego człowieka, który w przyszłości nie dostanie pracy po rozmowie kwalifikacyjnej, na którą przyszedł w sandałach czy przyszłej kobiety interesu, która zbyt wydekoltowaną bluzką została zaszufladkowana jako...
I stąd moje wywody „starszej pani,“ stojącej na korytarzu, z podziwem przyglądającej się uczennicy w niesamowitych botkach z kożuszkiem, w stylu Burberry Prorsum. 

2 komentarze:

  1. Autor bloga jest swoistym prekursorem indywidualizmu i wielkim kreatorem prozy szarej codzienności, który narzuca swój styl innym jednostkom ludzkim zachowując się przy tym jak pani świata oraz kolidując z kreatywnym egzystencjonalizmem współczesnej młodzieży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;-)) Czyżby subtelny sarkazm ubrany w wyszukane słowa? :-)) Węszę ucznia :-)) obecnego lub byłego...Po pierwsze, schlebia mi fakt ;-P, iż specjalnie zalogowano się dla komentarza ;-)) po drugie, jeśli już, to "pani swojego świata", a młodzież i ich kreatywność uwielbiam :-)) pozdrawiam :-))

      Usuń