poniedziałek, 30 czerwca 2014

city gal

Uwielbiam miejskie wakacje. Leżenie na plaży, na leżaku, na trawie owszem należy do przyjemniejszych czynności urlopowych, jednak dla mnie, nie na dłuższą metę. Mnie uspokaja szum…samochodów, zapach…z kawiarni i restauracji, a odpoczywam wtedy, gdy bolą mnie nogi, bo złaziłam pół miasta. Lubię gubić się w obcych metropoliach. Trzeba się wtedy odnaleźć, a co za tym idzie poznać ulice i uliczki i dowiedzieć się tego, czego nie podaje przewodnik. Lubię patrzeć na ludzi jedzących 'na mieście', obserwuję ich, układam w głowie historie; skąd są, kim są dla siebie, o czym rozmawiają. Ogromne tace mkną nad głowami klientów prezentując lokalne przysmaki, obce języki niepostrzeżenie wślizgują się do ucha tworząc przyjemny chaos lingwistyczny, busker brzdąka na gitarze. Marzy mi się samodzielnie zaplanowana Eurotrip, największe miasta Europy, z wszystkimi 'must-sees' i 'new-ins', restauracje godne polecenia, miejsca zapierające dech, dla uduchowionego i hedonisty, dla każdego, kto lubi zapatrzyć się w widok za oknem. Dzięki podróżom moja sześcioletnia Z. zapragnęła uczyć się francuskiego, kazała kupić sobie atlas świata i lalkę Azjatkę.  Odwiedzając duże miasta, zderzam się ze światem i całą jego okazałością, piękną architekturą i śmietnikami na rogu ulic, zachodem słońca nad dachami i bezdomnym zalewającym robaka pod sklepem, urokiem i brudem, gdzie jedno nie istniałoby bez drugiego. Obecnie świat dla mnie to ludzie i łaknę gwaru rozmów, dźwięku sztućców, klaksonów aut, a podczas wakacji ma to szczególny urok. Na razie nie dla mnie erem, odosobnienie i głusza. Chciałabym zamknąć oczy i poczuć energię miast, ludzi. Nie straszne mi smog, korki i tłumy. Podróże to mój narkotyk, bezpieczny, upajający, wzbogacający w każdy możliwy sposób. Jak mówią: travelling is the only thing you buy that makes you richer.