Życie składa się z przyjemności i tych małych, wrednych momentów, które
potrafią Ci na długo popsuć humor. Kiedy przysłowiowy Iksiński/ska ma tydzień
pełen pochwał, chwał, podwyżek, seksu, pysznych obiadów, nie-uciekających
autobusów, nie-łamiących się obcasów, nie- gasnących aut, zdaje się on/ona nie
zauważać, a co najważniejsze nie doceniać tego, że w danym tygodniu nic się,
ujmując rzecz po prostu i po sztubacku, nie spieprzyło. Cóż, tygodnie idealne
mają to do siebie, że w momencie, w którym uda nam się dostrzec, że jest
idealnie, idealnie być przestaje. Magia słodkiej nieświadomości nie jest już
tak słodka po tym jak mała, aczkolwiek dostatecznie upierdliwa sprawa da o
sobie znać, uświadamiając nas jednocześnie, że właśnie doświadczyliśmy tygodnia
prawie-doskonałego. I koło się zamyka. Powyższy tekst jest podsumowaniem
tygodnia wręcz-beznadziejnego. Terapia uskuteczniona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz