sobota, 1 września 2012

baba


„Baby’ to paskudy. Wiem, jakiej ilości „bab” się narażam. Zdaję sobie również sprawę ile ironicznych uśmiechów wywołałam na twarzach „chłopów”. Ma rację, pomyśleliby. Głupia, czy co, zapytałyby. A to zwyczajnie trafna uwaga poparta i poprzedzona wnikliwymi obserwacjami zarówno w pracy jak i w sytuacjach sklepowo-usługowych. „Chłopy” wspierają się i pomagają sobie i jeśli pojawi się element rywalizacji, to na pewno zdrowej i konstruktywnej. U „bab” przeradza się to w zapasy błotne, oczywiście w znaczeniu metaforycznym. Przykład: kobieta nie dostała posady specjalistki ds. public relations, ponieważ jej potencjany szef dowiedział się, że spała z jego architektem. No cóż, gdyby była facetem, nie dość, że dostałaby posadę, ale potencjalny szef poklepałby ją po ramieniu, puścił porozumiewawcze oko i zaproponował drinka. Brzmi tendencyjnie? Feministycznie? I dobrze. Ja nie dostałam posady młodego dziennikarza, ponieważ miałam pomalowane usta, a mój potencjalny szef uważał to za przejaw „wypincygowania.” A przekazała to mojej znajomej sekretarka owego szefa, która podobno wyglądała na zatwardziałego wroga szminek, lakierów do paznokci, o tuszu do rzęs nie wspominając. „Baba”. Co tu dużo gadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz