„Baby’ to paskudy. Wiem, jakiej ilości „bab” się narażam. Zdaję sobie
również sprawę ile ironicznych uśmiechów wywołałam na twarzach „chłopów”. Ma
rację, pomyśleliby. Głupia, czy co, zapytałyby. A to zwyczajnie trafna uwaga
poparta i poprzedzona wnikliwymi obserwacjami zarówno w pracy jak i w
sytuacjach sklepowo-usługowych. „Chłopy” wspierają się i pomagają sobie i jeśli
pojawi się element rywalizacji, to na pewno zdrowej i konstruktywnej. U „bab”
przeradza się to w zapasy błotne, oczywiście w znaczeniu metaforycznym.
Przykład: kobieta nie dostała posady specjalistki ds. public relations,
ponieważ jej potencjany szef dowiedział się, że spała z jego architektem. No
cóż, gdyby była facetem, nie dość, że dostałaby posadę, ale potencjalny szef
poklepałby ją po ramieniu, puścił porozumiewawcze oko i zaproponował drinka.
Brzmi tendencyjnie? Feministycznie? I dobrze. Ja nie dostałam posady młodego
dziennikarza, ponieważ miałam pomalowane usta, a mój potencjalny szef uważał to
za przejaw „wypincygowania.” A przekazała to mojej znajomej sekretarka owego
szefa, która podobno wyglądała na zatwardziałego wroga szminek, lakierów do
paznokci, o tuszu do rzęs nie wspominając. „Baba”. Co tu dużo gadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz