czwartek, 30 listopada 2017

taka ja

Oglądnęłam ostatnio w głowie swoje życie. Krótkie. Długie. Zależy dla kogo. Zależy jak patrzeć. Ciekawie było przestudiować etapy rozwoju stylu, gustu, zainteresowań. Każdy z nich owocował nową ja lub, jak to woli, kolejnym poziomem mnie lub zawartością mnie we mnie. 
Lata 90-te to moje lata młodzieńcze. Mam te kilkanaście lat, odkryty brzuch, plakaty Janet Jackson na ścianach, zaczytuję się w Musierowicz, którą wówczas uznaję za buntowniczkę (?!). Wystawanie grupkami pod klatkami lub na klatkach schodowych, pierwsze zauroczenie, trzymanie za rękę, dyskoteki w lokalnym domu kultury. Niewiele mam, niewiele się dzieje, ale nie jest nudno. Bez względu na wiek, wszyscy wtedy raczkowaliśmy.
Średnia szkoła. Martensy, po które jechałam pociągiem z rodzicami do Wrocławia, skórzana kurtka z lumpeksu, znajomi 'z poglądami', pierwszy papieros, Cobain, Tokarczuk, Gretkowska, Nin, Miller, Świetlicki, wypieki na twarzy, zespół wokalny i chór, który, tak na marginesie, był wtedy super cool. Pierwsze wiersze, ba, nawet pokątnie wydany z koleżankami tomik poezji/prozy. Sprzeczki z rodzicami (choć buntu nastoletniego, takiego z prawdziwego zdarzenia, raczej u mnie nie było). Fajnie wspominam te cztery lata...
Studia. Rok dwa tysiące plus... Nauka. Praca. Nauka. Praca. Nauka. Praca. Miłość. Wakacje. Tanie. Na strychu, bez łazienki. Nad polskim morzem. Cudowne. 
Miłość. Zaręczyny. W parku. Uczyliśmy się do kolokwium. Miałam kapelusz, bo bardzo grzało słońce. 
Wakacje. Włochy po raz pierwszy. Zapachy. Podróże. Lenistwo. 
Miłość. Ślub. Trzy lata tylko my. Kolacje. Muzyka. Znajomi. Wtedy byłam najbardziej nieokreślona. Na głowie modny wówczas baleyage. Plastikowa biżuteria. Natłok faktur, wzorów, długości, stylów. Niezdecydowanie? Poszukiwania? Muzyka? Różna. Książki. Biografie, wywiady rzeki. Dom, mieszkanie? Swoje, własne, w kolorach prosto z filmu o Fridzie Kahlo. Szukałam...
Dziecko numer jeden. Dziewczynka. Wszyscy mówią: teraz zobaczycie? Co mamy zobaczyć? Nie wiemy. Zosia ma 8 lat. Jest fajna, pomysłowa, kreatywna, wygadana. Ostatnio pani w szkole, chyba nieco z pretensją, powiedziała, że bywa ironiczna...Nasza Zośka.
Miłko - niedźwiadek, dziecko numer dwa ma nieco ponad rok (nie cierpię kiedy ludzie podają wiek dzieci w miesiącach: 26 miesięcy...MA DWA LATA DO CHOLERY!) Uwielbia muzykę i tarte jabłka z biszkoptami. 
Chyba nie widzimy tego, co nam przepowiadano, czyli jak sądzę zero własnego życia, koniec wolności i innego tego typu bzdety. Owszem chwilami jesteśmy zmęczeni, ale dzieci śpią w nocy, lubią z nami jeździć w różne miejsca, chorują przeciętnie-często (jedna ospa za nami, czekamy na kolejną). Są uśmiechnięte, szczęśliwe. A to, obok zdrowia, najważniejsze. 
Ja dziś? Chyba najbliżej tego, do czego podświadomie dążyłam. Krótkie (obecnie bardzo krótkie) włosy. Bo łatwo, bo szybko? pytają. Też. Bo się taką lubię, to przede wszystkim. W szafie też zmiany. Zrobiłam przegląd i sprzedałam dwie trzecie jej zawartości. Za pieniądze ze sprzedaży kupiliśmy dwie porządne walizki. Do podróżowania. W szafie pozostała czerń, biel, szarości i kilka kolorowych egzemplarzy, które kocham i zawsze będę kochać. Ostatnio pojawiło się u mnie zamiłowanie do kimona, więc kupiłam kilka i nie ukrywam, że jest to coś dla mnie. Zen? Na pewno, pomimo kolorów idealnie wpisują się w filozofię minimalizmu. Do biżuterii zawsze miałam słabość. Po mamie. Teraz jednak inwestuję w wyjątkową i dobrej jakości, plus kilka egzemplarzy vintage (mama, babcia). Torebki to już inna historia. Czy raczej choroba... Dom/mieszkanie jest taki, o jakim zawsze marzyliśmy. Miejsca na tyle dużo, że każdy ma swój kat, swoje miejsce na ziemi, ale wystarczająco 'mało', aby nazwać go przytulnym. Eklektyczny, ale przemyślany. Jakość, nie ilość. Bez zbędnych przedmiotów i bibelotów. Raczej zgodnie z hashtagiem 'i decorate with books." Jasno, przestronnie, mało mebli, dużo książek, dużo zdjęć i kilka ważnych dla nas drobiazgów. Nasze. 
Pokochałam kryminały, biografie pozostały, wróciła poezja. Muzyka z lat młodzieńczych, szkoły średniej przeplata się z fajną muzyka instrumentalną, nieco jazzu. Pojawiły się winyle i ten przyjemny szum podczas ich słuchania. 
Gotuję. Kaligrafuję. Fotografuję. Czasem rysuję. 
Dzieci poznają świat. Przez nas. Przez siebie samych. Z nami. Same. 
A my? Marzymy. Razem. O czym? Nie powiem.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz