sobota, 1 września 2012

cóż

Uśmierciłam mojego psa. Uśpiłam go. Osiwiałam z dnia na dzień. Wewnętrznie. Mam stare pomarszczone serce, pokryte siwymi włosami. Kto powiedział, że psy nie mają dusz, ten głupiec. Mają. I to większe od ludzkich, bo kochają, ufają i szanują bezwarunkowo. Bez względu na wszystko. Robert Benchley powiedział, że pies może nauczyć małego chłopca wierności, wytrwałości, oraz tego, żeby przed snem zakręcić się trzy razy miejscu. Andrew A. Rooney powiedział, że przeciętny pies jest przyjemniejszym człowiekiem od przeciętnego człowieka. A jakiś anonimowy człek napisał, że pies jest twoim przyjacielem, partnerem, obrońcą, twoim psem. Jesteś jego życiem, miłością, przewodnikiem. Będzie twój, wierny i oddany do ostatniego uderzenia serca. Winien mu jesteś zasłużyć na to oddanie. Te wszystkie mądrości trzymają mnie przy zdrowych zmysłach, po tym jak przytaknęłam na ulżenie psu. A teraz nie mogę przestać myśleć o tym, że mógłby jeszcze być. Wszyscy dookoła przekonują mnie o tym, jak rozsądnie, mądrze i dobrze postąpiłam, a ja po prostu chce by był. Postąpiłam najgorzej, jak mogłam postąpić; byłam przy jego śmierci. Zdecydowałam o niej. Przez jedną sekundę byłam bogiem. A teraz, przez to, moje sumienie obdziera mnie ze skóry. I to ciągłe uczucie w przełyku. Jakby poczucie winy owijało się wokół tchawicy. Czy kochamy sercem, mózgiem, czy duszą? Jeśli sercem, to wytłumaczyłoby ten okropny ból w klatce piersiowej za każdym razem, kiedy wspomnę jak bardzo się wyrywał u weterynarza. Jeśli mózgiem, to czy głupi kochają tak samo jak mądrzy? A jeśli duszą, to, dlaczego bywa, że zakochany człowiek bywa bezduszny? Kocham całą sobą. Nawet małym palcem u nogi. Nawet takie moje małe stworzonko, które żyło trzynaście lat i spało przez te trzynaście lat w nogach mojego łóżka. Jeśli w niebie nie ma psów, to chcę pójść tam, gdzie po śmierci idą one.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz