piątek, 30 czerwca 2017

chłopiec czy dziewczynka?

Kiedy urodziłam Zosię ludzie zadawali mi trzy pytania: czy karmię piersią? (karmiłam), czy dziecko 'drze się' w nocy ('drze się', 'wydziera', 'krzyczy', nigdy zwyczajne 'płacze' i owszem Zosia płakała przez jakieś dwa tygodnie, ponieważ miała kolkę, potem była nadzwyczaj spokojnym dzieckiem, które dawało rodzicom pospać w nocy, nie spała natomiast praktycznie wcale w ciągu dnia) oraz, moje ulubione, czy wróciłam już do 'swojej wagi'? (pytanie padało już kilka dni po porodzie...). Moje odpowiedzi zależały od mojego nastroju, skalą sympatii, jaką darzyłam daną osobę i najważniejsze, stopniem zażyłości. Generalnie reagowałam słodkim uśmiechem i zmianą tematu, czasem następowało lakoniczne "tak/nie bardzo/jeszcze nie" aż do, najbardziej adekwatnego, niestety wykrzyczanego wyłącznie w myślach, "odpieprz się". Co ludzi bierze na takie pytania? Pomijam fakt, że są nudne i osobiste, najgorsze jest to, że po nich najczęściej następuje krótszy lub dłuższy wywód wyższości karmienia piersią nad sztucznym mlekiem lub odwrotnie, wygodą karmienia butelką nad onieśmielaniem ludzi gołym cycem; noszeniem i kołysaniem lub nie noszeniem i nie kołysaniem płaczącego dziecka oraz utrzymywaniem diety matki karmiącej ("zupełnie bez sensu, i tak będzie mieć kolkę"/"jedz wyłącznie gotowane pulpety z niesolonym kartoflem i 'pośną' marchewką"). Potakiwałam uprzejmie.
Miłko w wielu aspektach życia jest podobny do Zofki; śpi w nocy, słabo sypia w dzień, jest pogodny, aczkolwiek charakterny, lubi jeść. W ciąży z małym M. pytania słyszałam podobne, lecz jako 'doświadczona' mama chyba lepiej sobie radziłam z ludźmi i ich reakcjami (to przy Miłku zapytano mnie "czy to z in vitro?" - znak czasu chyba - na co szczęka opadła mi z hukiem na ziemię).
Podczas każdej z ciąż zawsze byłam przygotowana na serię pod tytułem: "który to miesiąc?," "jak się czujesz?", "chłopiec czy dziewczynka?" i choć wszystkie trzy pytania wynikały przeważnie z uprzejmości, troski, zdrowego zainteresowania, rzucało mną kiedy padało, niestety dość częste: "a co byś wolała: chłopca czy dziewczynkę?", po czym na moje krótkie "obojętnie" słyszałam: "a co masz w domu?" Czy my rozmawiamy o zwierzątku domowym, serwisie do kawy, koncercie życzeń? Nigdy nie myślałam jakiej płci dziecko wolałabym. Owszem, miałam przeczucia, które prawdę powiedziawszy, wcale się nie potwierdziły, ale nie myślałam jak to pięknie byłoby czesać dziewuszkę czy kopać piłkę z chłopaczkiem. Chcieliśmy mieć dzieci. Zdrowe, rumiane, pulchniutkie bobaski. Los zdecydował, że mamy córkę i syna. "Parka", mówią, "udało się Wam." Gratulacje dla nas, bo jak byłoby dwóch chłopaków, do menopauzy pytano by mnie kiedy postaramy się o dziewczynkę, podobnież z przeciwną płcią. Teraz może unikniemy pytań o trzecie, choć i takie już padało. Ale co? I tak przecież połasiliśmy się na pięćset plus...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz