piątek, 25 stycznia 2013

podejście przedmiotowe

Jestem materialistką. Zupełnie nieskromnie i bezpośrednio przyznaję się do, bywa bałwochwalczej, miłości do rzeczy. Kiedyś zagorzała kolekcjonerka niezliczonej ilości przedmiotów różnorakiego typu; od znaczków począwszy, poprzez pluszowe misie, bransoletki, na aniołach skończywszy (kolekcja tych ostatnich nadal istnieje i "spoczywa w pokoju" na półce piwnicznej), dziś posiadaczka kilku rzeczy o wartości sentymentalnej, materialnej, użytkowej. Nie jest tajemnicą, iż od dawna wykazywałam pewne predyspozycje obsesyjno-kompulsywne: nadmierna dbałość o porządek, w otoczeniu swoim i innych; (do tej pory śmiejemy się z D. na myśl o dniu, kiedy, jeszcze jako jego dziewczyna, posprzątałam wszystkie szuflady w jego biurku); potrzeba symetrii we wnętrzu oraz, coś co zaobserwowałam ostatnio, chęć kupowania wszystkiego parami, od jogurtów w sklepie poczynając na świecznikach kończąc. Dla D. urocze, dla reszty rodziny zabawne i anegdotyczne. Ogólnie często kwitowane wywróceniem oczu i/lub uśmiechem. Kolekcji torebek nie wliczam, ponieważ takową posiada dziewięćdziesiąt procent populacji kobiet i byłby to fenomen porównywalny do kolekcjonowania na przykład marchewek. W każdym bądź razie (to właśnie ten moment, gdzie angielskie "anyway" pasuje jak ulał), obecnie również lubię "mieć". Bardziej wolę "być" uprzedzając pytania i domysły, ale "mieć" również lubię, ba, uwielbiam. Z tą jednak różnicą, iż teraz moja przestrzeń jest odgracona, oczyszczona, możnaby rzec. Dotyczy to zarówno ubrań, jak i przedmiotów dekoracyjnych i użytkowych. Niezbędne minimum ze szczyptą sentymentalizmu. Wyeliminowałam zbędne elementy, a jeśli coś kupuję to jest to albo powalająco piękne albo pożyteczne albo designersko-jakościowo-profesjonalno wybitne. Lubię patrzeć na piękne przedmioty, otaczać się atrakcyjnymi rzeczami, podziwiać je i cieszyć się posiadaniem czegoś dla mnie ważnego. Dziś zbieram albumy z pracami fotografów oraz kilka przedmiotów, o których marzyłam od dawna, na których dostępność czekałam lub które uważam za "kultowe", zauważyłam również, że mam dość pokaźną kolekcję książek kucharskich, ale to, przyznam, nie było zamierzone i wynikło raczej z chęci rozwoju w zakresie umiejętności kulinarnych, których to rozwijanie bardzo polubiłam. Zen w głowie i otoczeniu sprzyja pracy, odpoczynkowi, a wybredny dobór przedmiotów związanych z estetyką otoczenia daje wrażenie uporządkowania w sensie dosłownym i metaficznym, o mniejszej potrzebie ścierania kurzu nie wspomnę. Mówi się, że porządek na biurku, czy w mieszkaniu oznacza porządek w życiu i coś w tym chyba jest, choć znam przykłady, które są zaprzeczeniem tej reguły, a poza tym według "prawa Richarda", zaliczanego do uzupełniających praw "ukochanego" Murphy'ego, "jeśli posiadasz coś dostatecznie długo, możesz to wyrzucić, jeśli coś wyrzucisz, od razu będziesz tego potrzebować." I broń Boże analogiom do perfekcyjnej pani domu. Wolę mieć etykietkę nieszkodliwej dziwaczki z zaburzenami obsesyjno-kompulsywnymi niż perfekcyjnej sprzątaczko-układaczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz