czwartek, 6 września 2012

ciężarna w kolejce

Cztery lata temu. Lato. Żar lał się z nieba niemiłosiernie. Stałam na poczcie, w kolejce, chciałam odebrać plakat z Audrey Hepburn, o którym zawsze marzyłam. Ten z Audrey, stojącą  przed wystawą sklepową Tiffany's, w sukni Givenchy, w kultowych okularach Ray Ban, trzymającą kubek kawy i bułkę w papierowej torebce. A więc stałam w kolejce, ze mną na oko kilkanaście osób. Uśredniony obraz społeczeństwa: znudzony nastolatek, którego rodzice wysłali zapłacić rachunki; zaniedbana kobieta w średnim wieku w zbyt obcisłej sukience ukazującej obfity biust oraz równie obfity brzuch; starszego pana z saszetką, z której nie mógł wydobyc portfela. Popatrzyłam na swój duży jak na siódmy miesiąc brzuch. Dziecko się poruszyło. Nie podobał jej się zapach, bezruch, moje poirytowanie. Kobieta w średnim wieku patrzyła na mnie, mam wrażenie, z lekkim obrzydzeniem. Że niby co? Pewnie samotna, pewnie nieplanowane, chciała to ma. Wszedł pijaczek, spojrzał na mój brzuch, poprowadził mnie za łokieć do okienka, mamrocząc pod nosem coś o ciężarnych i ich prawach. Reszta milczała, bali się pijaka. Ciężarną przeklęli. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz