poniedziałek, 10 września 2012

feministka?

Tak sobie siedzę i myślę...Od zawsze uważałam się za feministkę. Z tym, że taką 'ugrzecznioną', nie-walczącą, nie-drapiącą; komentującą odpowiednio konkretne tematy na imieninach lub innych imprezach rodzinnych, kiedy to kwestia praw kobiet lub ich ewentualnego naruszenia spowodowała wygłoszenie kilku słów prawdy. Ta wojująca feministka, ta, która zacietrzewia się słysząć o sprawach wręcz niedorzecznych, pojawia się sporadycznie, niemal analogicznie do duetu dr Jekyll/Mr.Hyde. Ostatnio tematem, który z jednej strony spowodował wybuch emocji i kotłowanie się, nie do końca politycznie-poprawnych, myśli w mojej głowie, była dyskusja wywołana felietonem profesora Mikołejki, dotyczącym...'agresywnych polskich matek'. Uderzyło mnie znieczulenie, totalny brak empatii oraz zgorzknienie profesora, przejaskrawiającego zjawisko, które pewnie istnieje (mowa tu o niegrzecznych/niekulturalnych matkach, nie respektujących praw oraz przywilejów innych, żądając jednocześnie traktowania wyjątkowego, na poziomie "królowej balu'). Nie mniej jednak, nazywanie, owszem, sfrustrowanych, zmęczonych, często samotnych i znerwicowanych mam, agresywnymi i leniwymi, nie może być usprawiedliwiane ironią i chęcią zwrócenia uwagi na równouprawnienie. Nie pozostaje nic innego jak tylko uzsadnić wywody profesora jakimś kiepskim dniem, którego doświadczył, a który zmusił go do napisania tekstu, który, moim skromnym zdaniem, mało ma związku z tzw. większością. A mianowicie, zaiste, są kobiety, nazywane 'wdzięcznie' przez profesora 'wózkowymi', które, kierując się sobie tylko znanymi pobódkami, bywają nieco...ekspansywne. Jednak większość to po prostu mamy, których instynkt macierzyński, zwyczajnie karze zachowywać się w określony, zaprogramowany sposób. Mówiąc kolokwialnie, jesteśmy samicami. 
Kiedy początkowe emocje opadły, postanowiłam zastanowić się i sformuować własną opinię na ten temat. No i? Po pierwsze zgadzam się ze zdaniem jednego z komentujących pewien artukuł: 'Po co te skrajne opinie?', brak skrajnej opinii, nie powoduje, że jest się 'letnim'. Istnieją różne zjawiska, a jeden przypadek nie potwierdza reguły, wbrew popularnemu powiedzonku. Po drugie, jeśli doświadczyło się złego dnia, może lepiej pójść na siłownię lub godzinę squasha, ewentualnie wylać żale przyjacielowi lub napisać tekst prezentujący wielostronne ujęcie tematu.
A tak na marginesie, a propos zarzutów wobec młodych kobiet z dziećmi: jako mama czteroletniej dziewczynki, 'była wózkowa', relatywnie uprzejma matka, nie lubiłam placów zabaw (moje dziecko również), czytałam książki i nie rozmawiałam wyłącznie o karmieniu piersią i pampersach.

2 komentarze:

  1. No nareszcie!!!! Jesteś tu, gdzie być powinnaś, żebym mogła zaczytać się w chwili wolnej, unikalnej jak kwiat paproci prawie... Jak tylko uda mi się wyrwac więcej tych chwil z mojej zabieganej codzienności wrócę i zatopię się w Twoje literki :)Dodałam na listę czytelniczą :)

    OdpowiedzUsuń