piątek, 21 września 2012

anty-Romeo?

Kolega D., nazwijmy go umownie Leszek (imię autentyczne zdradziłoby wszystko, a tego nie chcę ani ja, ani, jak przypuszczam zainteresowany, Leszków natomiast w moim życiu jak na lekarstwo), nie chce się żenić. Przekroczył już wiek chrystusowy, ma dobrze płatną pracę, Clooney z niego żaden, ale, jak to sie potocznie mówi, do najgorszych nie należy. Ma mieszkanie, jest niezależny, dość zabawny, ale do żeniaczki mu nie spieszno. Owszem, miał dziewczynę, która nawet u niego pomieszkiwała, obecnie również krąży wokół niego jakaś wysoka brunetka, ale wszystkim potencjalnym partnerkom na wstępie zastrzega, iż o białej sukni i ołtarzu mogą zapomnieć. Mimo zupełnie różnych priorytetów życiowych oraz totalnie odmiennym guście muzycznym - Leszek jest fanem techno - lubię go i, mimo, iż D. i ja spotykamy go już wyłącznie przypadkiem, na ulicy czy w sklepie, bardzo miło go wspominam i zawsze chętnie pogawędzimy. Swoją drogą, nie wiem jak zapatrują się na to byłe i obecne dziewczyny Leszka, ale według mnie, jego, szczera i otwarta postawa wobec związków jest całkiem w porządku i fair. Ile to razy kobiety spotkają pseudo-Romeo, który pod przykrywką obietnic, ubarwionych opowieści o cudownej przyszłości z gromadką dzieci u boku, próbował skraść ich serce. A tu, "what you see is what you get" lub lepiej "what you hear is what you get". Prawdę powiedziawszy, na początku myślałam, że, kolokwialnie mówiąc, to jedna wielka ściema. Facet po prostu nie spotkał nikogo fajnego, został zraniony po zadużeniu się w kobiecie lub to wszystko jest efektem traumy, ponieważ pochodzi z rozbitej rodziny. A tu, zaskoczenie. Gość twierdzi, że jeszcze nie wie, co to miłość, fajna jest każda długonoga brunetka na ulicy, a rodzinę ma nie tylko pełną, ale tradycyjną, miłą i zabawną. W czym więc problem? Sama zastanawiałam się nad tym przez dłuższy czas, wierząc, iż jak w jednej z tych beznadziejnie romantycznch komediach amerykańskich, Leszek zakocha się bez pamięci i zmieni całkowicie swoją piramidę potrzeb. Po pewnym czasie przestałam się zastanawiać, doszłam do wniosku, że problem nie istnieje. Leszek po prostu na razie nie chce się żenić, może nigdy nie zechce, a ja nie chcę zostać jedną z tych okropnych osób pytających: "a kto Ci zrobi herbatę na starość?". Swoją drogą, D. ma drugiego kolegę, który po podobnym etapie fruwania z kwiatka na kwiatek, znalazł tego kogoś, ożenił się i założył rodzinę. I, kiedy już myślałam, że się zmienił, usłyszałam jak rozmawia z żoną i nie była to wypowiedź oddanego męża. Cóż, wolę Leszka i jego styl. Może kiedyś spotkam go z żoną i dziećmi, a może nie. Jedno mam nadzieję pozostanie bez zmian, nadal będzie tym miłym facetem z poczuciem humoru. Na koniec pragnę przytoczyć słowa starego irlandzkiego toastu: "Niech kochają nad Ci, co nas kochają. A tym, co nas nie kochają, niech Bóg odmieni serce. A jeśli nie odmieni ich serca, to niech im skręci kostkę, abyśmy ich poznali po kulawym chodzie."

1 komentarz:

  1. Do "marzeniazakupoholiczki" : niestety, przez przypadek usunęłam Twój komentarz, podobnie jak swój w odpowiedzi :-/, w związku z czym, piszę i dziękuję za Twoją uwagę. Błąd już poprawiłam i jestem bardzo wdzięczna za odwiedziny :-)) Twój blog też już poznałam :-)) Zapraszam ponownie :-))

    OdpowiedzUsuń