wtorek, 30 października 2012

Hej, hejterzy

Mimo, iż jestem nauczycielem języka angielskiego, nie cierpię zapożyczeń. Zdaję sobie sprawę z faktu, że w przypadku zjawisk technologicznych oraz w środowiskach gimnazjalno-licealnych jest to nieuniknione; w pierwszym przypadku ze względu na brak odpowiedników lub ich niedorzeczne brzmienie, w drugim zaś na chęć zaistnienia w grupie rówieśników, zaimponowania im, pochwalenia się znajomością współczesnego "kodu." Ostatnio z zaciekawieniem obserwuję zjawisko, którego nazwa również została zapożyczona z angielskiego, a które na dobre zadomowiło się w rzeczywistości...wirtualnej, "hejteryzm." Nie istnieje jeszcze oficjalna definicja terminu, z opisem charakterystycznych elementów, nie sądzę jednak, aby statystyczny użytkownik  www nie spotkał na swojej wirtualnej ścieżce "hejtera." Typowy "hejter" to przypuszczalnie osobnik płci męskiej (w rzadkich przypadkach zdarza się, iż jest to przedstawicielka płci pięknej, co jest dość ciekawe z socjologicznego punktu widzenia), nieco sfrustrowany, najczęściej w sferze emocjonalnej/seksualnej/towarzyskiej, czerpie nieuzasadnioną przyjemność z publikowania niepochlebnych, często wulgarnych oraz obrażających komentarzy. A to wszystko, anonimowo, ponieważ cechą charakterystyczną "hejtera" jest tchórzostwo. Znajdują się jednak i tacy, co to dziarsko prezentują swą paszczę na portalach społecznościowych, pod artykułami i tekstami różnego typu, ale na takich to już tylko "idiota" można wołać. Tylko ci, co to ich nie sieją nie wiedzą, że grozi to najpoważniej pozwem, a najlżej obiciem tzw. mordy. Internet to medium, które budzi skrajne emocje i nie przestaje mnie dziwić, jak komuś nie żal kilku cennych minut własnego żywota na napisanie głupiego, wrednego komentarza. Po co, pytam? Terapia dla ubogich? Po co zarzucać kobiecie-blogerce, chorej na raka, zbierającej pieniądze na kosztowną kurację, wydawanie swojego "otrzymanego 1%" na sushi, nie wiedząc, że jest to jedno z niewielu dań, które może spożywać po usunięciu żołądka? Po co pisać pięknej kobiecie fotografującej się na, powiedzmy plaży, że pewnie sztuczna, że botoks, że operacje albo zamożny małżonek? Po kiego pisać, że ktoś gruby, chudy, krzywy, brzydki, że coś lub kogoś przypomina. Jak małym, niskim, prostym organizmem trzeba być, aby pisać niemiłe komentarze wyłącznie po to, aby komuś było przykro. No, chyba, że jest to swoista krucjata: "schudnij grubasie," "nie chwal się," "głupia jesteś", mająca na celu odmienienie potencjalnego "celu." Jeśli tak, to zbawicieli ci u nas dostatek. Na domiar złego, z moich obserwacji wynika, że ów "hejterów" nie brakuje w żadnym kraju, jednak zdecydowany wzrost frustratów zaobserwowałam w Polsce, od niedawna. Aż gorąco od plot, oszczerstw i inwektyw bez pardonu szafowanych w tę i we w tę na "fejsie," "tłiterze" i portalach "szołbiznesowych." Jak mawiał Oscar Wilde "Jedyną rzeczą gorszą od tego, że o nas mówią, jest to, że o nas nie mówią," jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wyłącznie "bankruci umysłowi" postanawiają poprawić sobie humor dowalając innym. Niskie. Kiepskie. Płaskie. Say, what you mean but don't say it mean.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz