środa, 22 maja 2013

single

"All the single ladies" śpiewa Beyonce kołysząc swoimi pokaźnymi, aczkolwiek dla wielu apetycznymi, biodrami. Single/singiel to termin, który, choć zapożyczony, na dobre zagościł w naszym języku oraz naszej rzeczywistości. Wielu kojarzy owo wyrażenie z wkrótce-archaizmami: "stara panna/stary kawaler", jednak pokolenie hipsterów/yuppies lub, jak ich określają starsi panowie w kolejce w warzywniaku, "nowobogaccy" znają, rozumieją i akceptują stan niejako cywilny, na pewno obecny, narażony na tyleż samo nieprzyjemności co korzystający z plusów swojego status quo. W taki sposób "stara panna" przeistoczyła się w trzydziestoparoletnią atrakcyjną kobietę sukcesu, zadbaną, niezależną, wolną w swoich wyborach, a "stary kawaler", określenie, które, swoją drogą nawet w zamierzchłej przeszłości nie miało aż tak pejoratywnego zabarwienia jak "stara panna", to obecnie super-macho, samiec alfa, biznesmen z imponującym samochodem, równie imponującym telefonem komórkowym, który wyłącznie kawy parzyć nie potrafi, oraz dłońmi nieskalanymi pracą fizyczną i gładkimi jak skóra niemowlęcia. Łączy ich jedno: poszukiwanie miłości. Z moich obserwacji wynika, że nawet ci najbardziej zatwardziali w swoim "singlowaniu" wykazują objawy charakterystyczne dla "niedoprzutylanych", "niedocałowanych", a na odpowiednie, dyskretne i trafione sygnały reagują zarówno somatycznymi jak i psychologicznymi odruchami. Stąd rumieńce, rozszerzone źrenice, spocone dłonie, odrzucanie włosów, dotykanie szyi, większa odwaga, "rozmowność", otwartość, u niektórych popadanie w przesadę, czyli brak barier, jednym słowem desperacja. I nie chodzi tu o dzielenie singli na tych, co wybrali "bycie singlami" i tych, co "bycie singlami" wybrało ich. Chodzi raczej o wyższość "szlachetnej samotności" od "bylejakiego związku", o swobodne bycie z ludźmi niż klepanie po udzie dopiero-co-poznanego faceta tylko po to, aby poczuć się lepiej. Moja koleżanka ma zasadę nie zapraszania samotnych kobiet, czytaj singielek, do domu, ponieważ uważa, że każda z nich, a na pewno zdecydowana większość, czyha, aby "ukraść" jej męża. W tym miejscu, jako argument, padają nazwiska bardziej lub mniej znanych celebrytów, którzy to mieliby być potwierdzeniem wspomnianego zjawiska "kradzieży męża". Mężczyźni-single zaś znani są z tak zwanych męskich spotkań, podczas których uskuteczniają rozmowy o wyższości jednego napoju alkoholowego względem drugiego, najnowszych gadgetach, samochodach, wyśmiewając jednocześnie żywot zaobrączkowanych, zniewolonych "żonkosiów". Nie wątpię, iż zdecydowana większość panów jest szczerze zadowolona ze swojego życia, jestem jednak ciekawa ilu z nich skrycie marzy o czymś więcej niż flirt w klubie, mieszkaniu w stylu minimalistycznym i pustej lodówce. Janusz L. Wisniewski w jednej ze swoich książek pisze: "Ludziom samotnym, co zresztą zostało zbadane, jest autentycznie zimno..."  Komu zimno?

1 komentarz:

  1. Kochana, szczerze i otwarcie, bez cienia wstydu: ja zamarzałam! Zamarzanie odbywało się w stanie duchowym i fizyczności mojej marnej. Nie wierze i nie uwierzę w pełnię szczęścia budowaną jednoosobowo! Nic nie grzeje tak, jak obecność drugiej osoby w domu.Wystarczy, żeby wyjechał/a na dni kilka i celsjusze lecą w dół.Singiel z wyboru??? A może lepiej przyznać się przed światem i samym sobą: nie znalazłem/łam właściwej osoby... To tyle w tym temacie;)

    OdpowiedzUsuń