poniedziałek, 27 maja 2013

my way

Do ślubu poszłam w bordowym gorsecie, wąskiej spódnicy ecru, z bordowym kwiatem we włosach. Bez welonu. W kościele zarzuciłam sobie szal na ramiona. Dla tak zwanej przyzwoitości, choć uważam, że Pan Bóg nic nie ma przeciw odkrytym ramionom. Miałby coś raczej przeciw spódniczkom mini i okazałym dekoltom dumnie prezentowanym przez nabożne wierne w jego domu. Mszę prowadził mój kolega z pracy, franciszkanin, który nie tylko był jednym z zaproszonych gości, ale i moim przyjacielem. Dodam, iż kazanie, które wygłosił było wyjątkowe, dla nas, dla mnie i D. Doprowadził nas do płaczu, do śmiechu, wzruszył, rozbawił. Moja suknia oficjalnie nazywana oryginalną lub odważną, pokątnie krytykowana była za kolor, fason, brak tradycyjnego welonu. Rodzina i znajomi z jednej strony zaintrygowani, z drugiej strony nie wiedzieli co myśleć. Bo niby ładnie, ale czy to pasuje. Czerwona pomadka na ustach dopełniała obrazoburczego wizerunku panny młodej, całej w bieli, ukrywającej twarz za welonem pszczelarza. Moja teściowa, mieszkająca ówcześnie we Włoszech, pokazała nasze zdjęcia, zarówno ślubne jak i te z przyjęcia weselnego, pewnej starszej włoszce o wdzięcznym imieniu Giusi. Giusi podobno skrzywiła się z niesmakiem i określiła moją suknię, a co za nią szło również i mnie, jako nieodpowiednią, nieatrakcyjną, szokującą i nie na miejscu. Kropka. Giusi twierdziła również, iż moja teściowa nie kocha swojego męża, ponieważ ściąga obrączkę kiedy zmywa naczynia, a sama nosiła czarne body pod fartuszkiem, ponieważ jej, ówcześnie nieżyjący już mąż, lubił. Teściowa postanowiła chwalić się zdjęciami bardziej otwartym mediolańczykom, a Giusi po jakimś czasie przestała kojarzyć moją twarz z twarzą bezwstydnicy ze zdjęć. W dzisiejszym świecie zmiany, które zachodzą praktycznie w każdej dziedzinie życia okazują się być raczej na gorsze, ale jedno, co mi osobiście odpowiada to fakt, iż mamy wolność w decydowaniu o swoim byciu, życiu. Mamy wolność tworzyć własne zwyczaje i tradycje. Lubię to uczucie, kiedy za każdym razem uzmysławiam sobie, że mogę robić co chcę i w jaki sposób chcę. "Sky is the limit" jak mówi angielskie powiedzonko. Z naciskiem na "sky", ponieważ czuję jak unoszę się za każdym razem, kiedy uda mi się zrealizować coś po swojemu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz