poniedziałek, 22 kwietnia 2013

miasta

Gdzieś ostatnio przeczytałam, że miasta są jak ludzie, mają twarz, osobowość, humory. Coś w tym jest. Miasta potrafią człowieka rozkochać w sobie, wzbudzić sympatię, niechęć, nienawiść. Potrafią osaczyć, przerazić, zasmucić. Jedno wiem na pewno, nie ma miast brzydkich, tak jak nie ma brzydkich ludzi. Twarze, zarówno miast, jak i ludzi zależą od nastroju, aury. Osobowość to już zupełnie inna kwestia, z nią człowiek się rodzi, a potem ją kształtuje. Miasto również kształtuje swoją. Londyn ma kolor krwistej czerwieni dwupiętrowych autobusów i szarości ciężkiego nieba. Londyn jest kolorowy jak Chinatown i głośny jak transseksualista prowadzący najdziwniejszy sklep świata na Notting Hill. Jest krzykliwy i industrialny, kosmopolityczny i otwarty. Paryż to subtelność różu i pistacji makaroników Laduree z jednej strony i ochrypłego głosu Serge'a Gainsbourg i wszechobecnego dymu papierosowego z drugiej. Miasto, w którym nigdy nie jest ciemno. Miasto, gdzie na każdym rogu można zrobić zdjęcie godne profesjonalnego fotografa, a urok kawiarni i restauracji powoduje, że najmniejszy i najbardziej niewygodny stolik obok palącego Paryżanina wydaje się niezapomnianym przeżyciem. Mediolan to moda, biznes, przemysł. Miasto, gdzie patrzenie na ludzi sprawia przyjemność. Tylko tam można zobaczyć piękną, dojrzałą Włoszkę w idealnie skrojonym kostiumie i niebotycznych obcasach, na Vespie, z fenomenalną teczką, przytrzymywaną kolanami podczas jazdy. Wyłącznie w Mediolanie podziwiałam wyjątkowy sklep/salon z krawcem gotowym przerobić i dopasować garnitury i koszule na miejscu. Sam krawiec to starszy pan z centymetrem na szyi, w pięknych okularach i cudownych dłuższych, siwawych włosach zaczesanych do tyłu. Do salonu wchodzi się "na domofon". Oczywiście. Bruksela to słońce i kwiaty. Zaskakująco to tam widziałam najlepiej ubranych ludzi. Kobiety w idealnie dopasowanych, ołówkowych spódnicach, wełnianych płaszczach, z torebkami, aktówkami; mężczyzn w kapeluszach, kaszkietach, kaszmirowych szalach owiniętych wokół szyi oraz pięknych, wypolerowanych butach. Bruksela to piękne, czyste ulice i... sikający chłopiec. Praga to śmiech i młodość, tłumy turystów ubawionych językiem i upojonych piwem. Niezwykle urocze miasto, pełne sklepów i stoisk zarówno z niespotykanym nigdzie rękodziełem jak i niebywałym kiczem i tandetą. Praga to również wyjątkowy Josefóv, Hradczany oraz przepiękne Stare Miasto. Praga to ponoć drugi Paryż. Berlin to miasto industrialne, strukturalne, stanowi wyzwanie, ponieważ niełatwo je polubić. Piękne w swojej ograniczonej, prostej, suchej i oziębłej formie. Fragmenty Muru, niesamowity Pomnik Ofiar Holocaustu, Brama, Reichstag, przepiękna Katedra berlińska. Jest też, ponoć falliczy, Fernsehturm i wszechobecny niedźwiadek. O tak, Berlin ma twarz niedźwiedzia. Możnaby tak bez końca. Z każdego miasta wracam zmieniona, inna, tak, jakbym poznała nową osobę i zastanawiała się czy chcę ją jeszcze spotkać czy raczej nie "było chemii". Nie odkryję nic nowego stwierdzajac, iż podróże to jeden z najlepszych smaczków życia i staram się chłonąć każde odwiedzane miejsce całą sobą. Kiedyś mówiłam, że chiałabym mojej córce dać dwie rzeczy: bezwarunkową miłość i dobre wykształcenie. Obecnie dodam możliwość zobaczenia świata, doświadczania, smakowania, zwiedzania. Żaden program telewizyjny nie odda uroku Mostu Aleksandra III, smaku szynki z melonem czy widoku Ponte Vecchio o zmierzchu. Żaden.  Święty Augustyn powiedział, że świat jest książką, a ci, którzy nie podróżują czytają tylko jej pierwszą stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz