wtorek, 5 marca 2013

smród wiosny

Przeważnie dostawałam czwórki zamiast piątek z wypracowań z języka polskiego, gdyż mój profesor z uporem maniaka twierdził,  iż mój styl jest "zbyt felietonowy." Pisać lubiłam zawsze, więc po pewnym czasie polubiłam ten swój styl, mimo, że zgubił mnie na olimpiadzie polonistycznej, gdzie prace miały być bardziej "badawczo-analityczne," a ja chyba nie pasowałam do kategorii. Takie teksty lubiłam wyłącznie czytać i to też od czasu do czasu, w ramach ogólnego rozwoju i poszerzania wiedzy w dziedzinach różnych. Dlatego też gimnastykuję się mentalnie, aby stworzyć tekst pasujący z założenia na trzecią stronę bezpłatnej gazetki osiedlowej, który odzwierciedli opinię, ale w ten mój ukochany felietonowy sposób. Wiosna cuchnie psią kupą. Co tam eufemizmy, śmierdzi zwyczajnym gównem i jeśli ktoś czuje się urażony (pseudo)wulgaryzmem to chyba nawet nie jest mi przykro. Nareszcie można iść chodnikiem, z twarzą w słońcu, chłonąc witaminę D. Nareszcie nie straszne nam hałdy śniegu, posypane piaskiem, solą i wszystkim tym, co w trybie błyskawicznym niszczy buty. Nareszcie chce się poczuć lekkie chociaż promienie słońca, które...topi śnieg i ukazuje światu psie kupy, które jak przebiśniegi wydostają się na światło dzienne i parują błyszcząc w słońcu; okazałe, ciepłe. Nie usiądziesz Pan na trawie, ba, nie usiądziesz na ławce, murku, krawężniku, bo zemdleć można. Wszędzie brązowa-brunatna maź pokrywa zielone źdźbła trawy. Daleko nam do Europy w tej kwestii, bo tam, no nie ma co gadać, sprzątają. Kolorowe smycze z modnymi pojemnikami w przeróżnych kształtach, na woreczki na kupy, są na porządku dziennym. Pojemniki na owe substancje również na każdym rogu. Sprzątają i starzy i młodzi, ci w dresach i ci w garniturach, z psem dużym, małym i tym ogromnym. Scena z Mediolanu: wysoka Afroamerykanka w białej sukience i tak samo białych szpilkach idzie Corso Buenos Aires, jedną z najbardziej ruchliwych ulic miasta, z słusznych rozmiarów chartem rosyjskim, który na środku chodnika poczuł chęć wypróżnienia się. Z zaciekawieniem obserwowałam kobietę, która nie czując zażenowania sytuacją poczekała chwilę i z ogromną gracją oraz, co imponujące, wprawą i zgrabnością, wyjęła z torebki torbę plastikową i posprzątała niemałe odchody pupila. Co uderzyło mnie najbardziej to fakt, iż nikt nie zwrócił zbytnio uwagi na elegancką kobietę podnoszącą parującą kupę z ziemi. Było to lat kilka temu, a ja do dziś wspominam ową damę z ową kupą w ręce rozglądającą się za pojemnikiem na psie brudy. Klasa. Nie znosząc moralizatorstwa nie odniosę się do mentalności naszego społeczeństwa. Nadmienię jedynie, iż powyższy tekst popełniłam jako mama czteroletniej dziewczynki, która lubi biegać po trawie; jako kobieta, która chciałaby idąc ulicą nie uprawiać slalomu, w obawie, że czeka ją chwila sam na sam z cuchnącą podeszwą obuwia oraz jako mieszkanka miasta, która żąda kar i grzywien za brak odpowiedzialności za własne zwierzę. Tekst zainspirowany wczorajszym spacerem z przedszkola do domu. Dziękuję.

4 komentarze:

  1. Udzielam swojego własnego, stuprocentowego poparcia dla powyższej wypowiedzi!!!Polacy lubią obrażać się, kiedy nazywa się ich brudasami. Stereotypy nie biora się niestety znikąd...

    OdpowiedzUsuń
  2. trudno Wiola się nie zgodzić :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A znajdź kosz przy chodniku! U mnie na Osiedlu to jest główny problem - brak "śmietników". Ok - pozbieram i co mam do torebki zabrać! Jeszcze nam daleko do zachodniej kultury codziennej. Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  4. To prawda. Koszy na śmieci albo brak albo stają się wątpliwą ozdobą miasta, patrz śmietniki w rynku. Zamiast wydać pieniądze na coś bardziej naglącego, Legnica ma piękne kosze na śmieci, które ktoś notorycznie podpala :-) a w Paryżu np. są to zwykłe metalowe obręcze z nałożonym nań workiem. Bo, co logiczne, to nie estetyka sie tu liczy, a użytkowość. A co do pojemników na psie odchody to jest to ewidentny deficyt, nawet w dużych miastach, co jednak nie przeszkadza niektórym dbać, by było czysto :-)

    OdpowiedzUsuń