środa, 14 listopada 2012

czytaj i daj czytać

Syn znajomej został "przyłapany" na lekcji na czytaniu książki. Swoją drogą ciekawam jaka to książka tak pochłonęła młodego człowieka, iż podjął ryzykowną decyzję o podpadnięciu pedagogowi. Nie jest tajemnicą, że w obecnych czasach czytanie jest passe, a na pytanie jaka jest twoja ulubiona książka tudzież książka, którą ostatnio czytałeś/czytałaś większość ludzi nie potrafi wydukać wiele poza "Harry Potterem" lub "Władcą Pierścieni." Nie, żebym miała coś przeciwko wspomnianym dziełom, dobre i to, ale są tacy, którzy nie widzieliby słowa pisanego, gdyby nie etykieta na jogurcie czy sms przysłany od kumpla. Swojego czasu sama, zafascynowana literaturą feministyczną, zostałam zrugana przez polonistę za wspomnienie o Gretkowskiej, Tokarczuk czy Dunin, że tak sobie szastam nazwiskami, a nic więcej powiedzieć nie potrafię, że takie książki to na plażę, żebym wzięła się za "porządną" literaturę. I pojawiło się pytanie: Co to jest ta "porządna" literatura? Dostojewski? Mann? Czy może Sienkiewicz? Czy to, co czyta się z przyjemnością, nie przysypiając, to, co wywołuje emocje, ba, nawet podnieca, jest grafomanią i nieudacznictwem literackim? Dlaczego dzienniki Anais Nin i książki Henry Millera są lepsze od "50 twarzy Greya" E.L. James? Czy różnią się tylko czasami, w których zostały napisane czy formą, metaforami, emocjami? Krytycy miażdżą autorkę zarzucając jej tworzenie płytkiej prozy o zabarwieniu erotycznym czy nawet pornograficznym. Czytelników obraża się słabym gustem literackim. "50 twarzy Greya" to ponoć "porno dla mam" lub "harlequin dla sfrustrowanych kur domowych," które wyrosły z wampirów i magii, a więc szukają czegoś bardziej dla siebie, odnajdując to w okolicach genitaliów. Podobno Grey to współczesny Pan Darcy, analogia tyle dla jednych oczywista, co dla drugich śmieszna. O co tyle szumu? "Zwrotnik Raka" Millera został zakazany w USA za otwarte wątki erotyczne zawarte w książce. Anais Nin znana była z pisania erotycznej literatury kobiecej i nikt nie ośmieliłby się nazwać ją nieudolną pisarką tylko dlatego, że czytują ją między innymi gospodynie domowe. Dziś, oczywiście, autorowi poczytnej książki zarzuca się również tzw. pisanie pod publiczkę, tajemniczy proces, mimo iż ogólnie znany, trudny do zdefiniowania oraz skategoryzowania. Czy kiedykolwiek powstanie bestseller, który będzie uznany za "dobrą" literaturę? Mam wrażenie, że tylko autor nieznany, najlepiej starszy, poruszający ważki merytorycznie temat ma szansę na bycie uznanym za tego "prawidłowego," a jego literatura za "ambitną." Podobno w dobie opracowań dzieł literackich, zamykania bibliotek, upadaniu księgarni innych niż Empik, czytanie dla przyjemności to zjawisko niepopularne, a więc powinno być hołubione, szczególnie jeśli jest dla kogoś czynnością tak naturalną jak dla większości oglądanie telewizji. Zamykając klamrowo swój wywód, pragnę stwierdzić, iż kiedy moje dziecko zostanie "przyłapane" na tak niecnym uczynku jak czytanie na lekcji, to oczywiście odpowiednio skomentuję sytuację, sugerując przeprosiny w kierunku pedagoga wraz z obietnicą szanowania jego czasu/głosu/wiedzy, ciesząc się skrycie, iż czytało, a nie robiło kompromitującego zdjęcia koleżance telefonem komórkowym.

2 komentarze:

  1. Lecz mimo to istnieją wciąż osoby które "są zdolne czytać: bo chcę" heh :) tak też bywa w dzisiejszym trochę zatraconym społecznie, skomercjalizowanym świecie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki temu potrafią sprawnie posługiwać się wyrażeniami "zatracony społecznie" oraz "skomercjalizowany" w odpowiednim kontekście ;-)) i chwała "im" za to :-DDD

    OdpowiedzUsuń