poniedziałek, 12 maja 2014

klikam więc pomagam?

Klikam więc pomagam. Slacktivism. Nowy termin, niewdzięczny jeśli chodzi o trafne, ciekawe, adekwatne tłumaczenie. Hybryda dwóch słów: slacker - leń, obibok i activism - aktywizm. Zjawisko polega na angażowaniu się w różnego rodzaju akcje, kampanie i przedsięwzięcia, najczęściej charytatywne, na rzecz człowieka, sprawy, przeciw oczywistemu złu, niesprawiedliwości i nierówności   przy minimalnym wysiłku ze strony angażującego się. Jego specyficzną formą, popularną jak mizeria w czasie nowalijek jest "clicktivism," tłumaczenie raczej zbędne biorąc pod uwagę onomatopeiczny wydźwięk. Klikając "lubię to" ewentualnie "udostępnij" pod linkiem do problemu, poruszającą fotografią lub video automatycznie, chcąc nie chcąc, samoistnie czujemy przypływ ciepła, większą lub mniejszą ulgę, a na pewno satysfakcję z dobrze spełnionego obowiązku. Oburzona ostatnimi wieściami o porwaniu nigeryjskich dziewcząt, sama klikałam jak szalona, publikowałam namiętnie, ba, podpisałam nawet list do rządu nigeryjskiego na stronie Amnesty International. Odkrywszy jednak istnienie zjawiska zwanego "slacktivismem" poczułam wstyd i lekkie zażenowanie. Czy ja pomagam? Co dają moje wpisy, linki oraz "polubienia" oprócz udowodnienia sobie i znajomym, że wiem, co się dzieje na świecie. Rozprzestrzeniający się "hashtag": "BringBackOurGirls" okazał się fenomenem, o  którym nikt nie śnił. Oto mały, niepozorny wpis w mediach społecznościowych przyczynił się do zorganizowania serii marszów, w tym w Paryżu 13 maja, w obronie porwanych dziewczynek, zwrócił uwagę świata na ogromny problem i wreszcie skłonił rząd nigeryjski do podjęcia jakichkolwiek kroków, aby odnaleźć młode kobiety. I tu zaczęłam dumać. Czy te wszystkie słowa krytyki pod adresem facebooka, instagramu, twittera są uzasadnione? Czy wyśmiewanie wpisów, zdjęć i linków nie stało się formą kreowania na "oryginał," "intelektualistę," swoistym lansem na "anty social media creature"? I tu nagle, proszę. Taki myk. Może hashtag nie zbawi ludzkości, zdjęcie z głodnym dzieckiem z Afryki nie nakarmi "całego kontynentu", a błagający wzrok Michelle Obamy nie sprawi, że terroryzm zniknie z powierzchni ziemi, ale zdjęcie z numerem KRS czyni cuda, a zdjęcie i hashtag popularny w najdalszych zakątkach świata potrafi "skrzyknąć" setki lub tysiące ludzi na marszach i "pogonić" rządzących do działania. Jak to mówią, jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały, aby coś zdziałać, spróbuj przespać noc z 1 komarem w pokoju...

2 komentarze:

  1. Kiedyś - w czasach LO i na studiach - aktywnie działałam w lokalnej organizacji ekologicznej, w WWF i AI, ale teraz troszkę czasu nie ma, troszkę mniej otwarte otoczenie i faktycznie głownie klikam, nawet dziś na http://www.petycje.pl/petycjePodglad.php?petycjeid=9465 To powierzchowne podejście, ale chyba lepsze takie niż życie własnymi sprawami i plotkami o innych, jak ma spora część populacji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie! :-) Zupełnie się zgadzam :-) i uważam, że podpis pod petycją/kliknięcie to BARDZO dużo :-) nie jest to "like' pod wpisem, bo te to akurat wiele nie zmienią, no może wzbudzą emocje, poruszą…to tez ważne, ale może 'like' plus działanie, choćby 1% podatku na org charytatywną…
      to naprawdę dużo… :-) dziękuję za komentarz i pozdrawiam :-)

      Usuń