wtorek, 8 października 2013

keep smiling

Nie będę pisać o pedofilii w kościele, bo mdli mnie na samą myśl o tym, co dorosły, świadomy, "strzegący moralności" człowiek może zrobić dziecku. Nie chcę poruszać tematu godziny W, referendum, Hanny, Jarosława, Palikota i jego ruchu. Nie poruszę kwestii długu publicznego, oświeconych i rewolucyjnych komentarzy oraz zaleceń papieża. Nie będę analizować statystyk aborcyjnych, niżu demograficznego, niekompetencji urzędników oraz policji, wypadków drogowych i braku ścieżek rowerowych. Dziś chcę się skupić na Noblu z fizyki, Nike dla Joanny Bator, prawie dwudziestu stopniach Celsjusza na zewnątrz. Chcę cieszyć się spacerem po pracy, cichą lekturą po obiedzie, babim latem na twarzy mojej córki. Chciałabym, aby moja koleżanka przestała w końcu narzekać na pracę, poranne wstawanie i bezsens praktycznie wszystkiego wokół. Chciałabym, aby ludzie nie smucili się z powodu pochmurnych i mglistych poranków, bo taki to urok jesieni i basta. Chciałabym wiedzieć dlaczego nie cieszą się na widok jarzębiny, kałuży i parasoli na ulicy. Nie znoszę narzekania, w którym praktycznie osiągnęliśmy mistrzostwo. Nie potrafimy dostrzec nic pozytywnego w pracy, życiu prywatnym, pogodzie, która swoją drogą nigdy nam nie dogodzi. Celownik ustawiony jest na punkty złe, negatywne, bolące. Masochizm polski nie zna granic. Jak nie mamy problemu, to go sobie znajdziemy. Zawsze jest źle, a może być i gorzej niż źle. Zawsze boli, jak nie fizycznie to mentalnie, bo intelektualnie to na bank. Bez przerwy szukamy winnych, bo kogoś ukarać trzeba. Nie przestajemy wylewać żali, bo wypada mieć problemy. Człowiek szczęśliwy, uśmiechnięty, nie daj Boże bez obaw prezentujący swoje zadowolenie z życia, to ktoś podejrzany, dziwny. Owszem, nie można uśmiechać się dwadzieścia cztery na dobę, bo zaczną boleć mięśnie twarzy, ale do cholery, mentalność mentalnością, czasami brakuje mi oklepanego, amerykańskiego "keep smiling".